W Warszawie co rusz powstają nowe lokale – mieliśmy w planach dotarcie do kilku z nich, ALE… sezon jesienno-chorobowy w pełni – najpierw starsza, potem młodsza, a na końcu ja – w skrócie: DOPADŁO i nas;). Udało nam się zrealizować tylko część planu (lepsze to niż nic!), ale powoli wracamy do formy i kolejne miejsca już są na naszym celowniku. Tymczasem udało nam się odwiedzić dwa miejsca – Azja w pełni, czyli Bosko TuThai i domowa kuchnia, czyli w Weku.
1. Bosko TuThai
Z reguły unikamy miejsc, w których menu wypełniają specjały kilku kuchni świata, bo z doświadczenia wiemy, że restauracje specjalizujące się w jednej, konkretnej najbardziej zachwycają smakiem! W przypadku Boskiej to pomieszanie różnych kuchni azjatyckich od tajskiej po japońską. Niektórzy powiedzą, że to prawie to samo, ale uwierzcie nam… to zupełnie nie to samo 😉
Z menu wybraliśmy trochę Japonii, czyli ramen i trochę Tajlandii, czyli curry z ryżem jaśminowym i deser: kleisty ryż z mango.
Ramen był dobry, produkty świeże, wyglądał tak jak powinien, ale nie spadły nam buty z wrażenia. Curry – bardzo dobre i do tego ładnie podane, ale znamy miejsca (z wyłącznie tajską kuchnią), które bardziej zachwycają smakiem (o nich napiszemy już wkrótce!). Spring rolls z krewetkami, bo je też zamówiliśmy, bardzo suche (bardziej niż powinny;) ), za to deser dobry, nawet bardzo! Wydaje mi się, że to miejsce dokładnie odzwierciedla to co pisałam na początku, czyli kiedy mamy w karcie kilka różnych kuchni ciężej jest zachwycić smakiem. Wszystkie zamówione pozycje były OK, ale nie było to wielkie wow.
Bosko TuThai może nie zachwyciło nas jakoś bardzo jedzeniem, ale tym, że jest miejscem w pełni przyjaznym rodzinom z DZIEĆMI! Krzesełka do karmienia, przewijak w łazience!! i kameralny kącik zabaw z animatorką, która z uśmiechem na twarzy (a z tym bywa różnie 😉 ) zabawiała między innymi naszą Tośkę (z restauracji wyszliśmy ze stertą rysunków namalowanych farbami).
Muszę tutaj też wspomnieć o lubiącej dzieci kelnerce, która (po zapytaniu nas o zgodę) postanowiła sama z siebie poczęstować Tośkę słodyczami, niby nic takiego, a jednak świadczy o stosunku do dzieci – za to OGROMNY PLUS! 🙂 Zatem hit czy kit? Jedzenie poprawne, bez wow, ale ok, miejsce dostosowane do rodzin z maluchami, miła obsługa, czyli (raczej) HIT.
2. W Weku
W Weku to nowe miejsce na warszawskiej Woli – miejsce idealne na lunch lub szybki obiad z rodziną. W prawdzie nie ma tutaj kącika dla dzieci, ale fotelik do karmienia, menu dziecięce i kredki to wystarczający zestaw na godzinny obiad;) W Weku to mały, kameralny lokalik, spokojne miejsce z krótką, pełną świeżego jedzenia kartą.
Właściciele W Weku skupiają się głównie na wspomnianych lunchach i obiadach (ewentualnie obiadokolacjach;)), o czym świadczą między innymi godziny otwarcia (do 20!). Zgodnie z tym założeniem wybraliśmy właśnie lunch (w wersji wege), czyli OBŁĘDNĄ zupę ogórkową i penne z sosem pomidorowym na ostro, a dla Tośki danie dziecięce – filet z piersi kurczaka z ziemniakami i surówką z marchewki. Lunch był bardzo dobry, a zupa to po prostu ZACHWYT! Danie dziecięce równie pyszne, pięknie podane (zaskakująco jak na pozycję dla najmłodszych), ale jedną rzecz bym zmieniła, czyli ziemniaki w mundurkach (ja oczywiście jestem ZA, ale w pozycjach dla dorosłych)… w przypadku mojej 3-latki to się nie sprawdziło, ale wierzę, że są maluchy, dla których mundurki nie straszne 😉
Ze stałej karty skusiliśmy się na deser, czyli PYSZNY sernik z białą czekoladą – ciasto piękne ;), a smak ZACHWYCAJĄCY. Chyba nie macie wątpliwości.. to miejsce to zdecydowanie lunchowo-obiadowy HIT! Jeżeli będziecie w okolicy i najdzie Was ochota na smaczny obiad to śmiało wpadajcie – jedzenie jest ZACNE!
Więcej o naszych smakach i podróżach znajdziecie tutaj:
- Facebook: To the Food & Back
- Instagram: tothefoodandback